15. DROGA DO PIEKŁA

    Przez kilka dni nie było mnie w mieście, a kiedy wróciłem, Gloria powiedziała mi o Marii. Dwudziestoośmioletnia Maria przyszła prosto z ulicy, na współ zamarznięta, z ostrymi objawami głodu heroinowego, na krawędzi śmierci. Gloria prosiła mnie, abym pamiętał o niej szczególnie tego wieczora, gdy będę prowadził nabożeństwo w naszej małej kaplicy.
    Po nabożeństwie Gloria przyprowadziła Marię do mojego gabinetu. Maria, wciąż jeszcze z objawami głodu heroinowego, mówiła niewyraźnie, zacinając się.
    - Dziś wieczorem - powiedziała - doznałam niezwykłego uczucia: zapragnęłam uwolnić się od mojego bezwartościowego życia. Kiedy wygłaszałeś kazanie, poczułam, że naprawdę wolę śmierć niż to moje okropne życie. Ale równocześnie, po raz pierwszy w życiu, pragnęłam żyć. Nie mogę tego zrozumieć.
    Wyjaśniłem jej, że doznała tego, co Biblia nazywa "upamiętaniem".
    - Mario, nie możesz odczuć miłości Boga, dopóki nie zapragniesz, aby umarła dawna Maria. Czy chcesz, aby w twoim życiu narkotyki i prostytucja zostały oddane śmierci, pogrzebane i na zawsze zapomniane?
    - O, tak, tak, tak! - zaszlochała Maria. - Zrobię wszystko, żeby się z tego wyrwać.
    - Czy pragniesz umrzeć dla siebie samej? - pytałem dalej.
    - Tak - odparła, powstrzymując łzy. - Nawet to...
    - A więc opowiem ci o miłości tak pięknej, tak cudownej, tak wspaniałej, że może nawet osobę taką jak ty uczynić czystą i niewinną. Opowiem ci o Jezusie.
    I przez najbliższe dziesięć minut mówiłem jej o doskonałej miłości Bożej, przelanej na nas w Jezusie Chrystusie.
    Maria ukryła twarz w dłoniach i szlochała. Podszedłem do niej i położyłem rękę na jej ramieniu.
    - Mario, uklęknij i módlmy się.
    Zanim zdążyłem dokończyć zdanie, Maria klęczała na podłodze. Uczułem, że tama pękła. Maria narodziła się do nowego życia w Jezusie Chrystusie.
    W miesiąc później Maria weszła do mojego gabinetu. Targał nią głód narkotyku i chciała odejść z Centrum. Jej chłopak, Johnny, poddał się już zewowi narkotyku i przed kilkoma dniami w środku nocy opuścił Centrum.
    Wstałem i zamknąłem drzwi.
    - Mario - powiedziałem - nie ma dla mnie rzeczy ważniejszej niż twoja przyszłość. Porozmawiamy o tym, co zaszło w twoim życiu.
    Maria nie wahała się ani chwili. Zaczęła od momentu, kiedy miała 19 lat i skończyła średnią szkołę. Pozwoliłem jej opowiadać.
    - To Johnny nauczył mnie palić marihuanę. Moje przyjaciółki opowiadały mi, jak to jest, kiedy się pali. Powiedziały, że wszystko jest w porządku, dopóki się nie przejdzie na coś mocniejszego. Johnny zawsze miał skręty. Uważałam, że to fajna rzecz.
    Maria przerwała i zamyśliła się, wspominając tamte pierwsze dni, kiedy dopiero zaczynała zstępować do tego piekła, a ja pomyślałem, jak podobna jest jej historia do opowieści tuzinów narkomanów przychodzących do Centrum. Dziewięćdziesiąt procent z nich zaczynało od skręta z "trawy", a później stopniowo przechodziło na silniejsze narkotyki. Wiedziałem z góry, co Maria powie, ale czułem, że ona musi to z siebie wyrzucić.
    - Opowiedz mi o tym, Mario. Co było dalej? Maria poprawiła się w fotelu, zamknęła oczy i zaczęła opowiadać historię swojego życia.
    - Czułam, jak moje kłopoty gdzieś odlatują - powiedziała. - Raz czułam, że się unoszę wiele kilometrów nad ziemią, a raz znowu, że się rozdzielam: pałce odłączają się od dłoni i ulatują w przestrzeń, dłonie oddalają się od przegubów, ręce i nogi opuszczają moje ciało. Rozpadałam się na milion kawałków i ulatywałam w dal z powiewem wiatru.
    Przerwała znowu, ogarnięta wspomnieniami.
    - Ale "trawa" mi nie wystarczała. Pobudziła tylko żądzę czegoś mocniejszego. Byłam "na psychicznym głodzie".
    Pierwszą "szprycę" zrobił mi Johnny. Gadał o tym od kilku tygodni. Pewnego dnia płakałam od rana. Było mi bardzo źle i Johnny podszedł do mnie z igłą do zastrzyków i łyżką. Wiedziałam, co chce zrobić, ale on był tak pewien, że mi to pomoże, że pozwoliłam mu. Nie wiedziałam wtedy, co to narkomania. A on mnie zapewniał, że nic mi nie będzie.
    Zacisnął mocno pas dookoła mojego ramienia ponad łokciem, aż żyła nabrzmiała mi pod skórą. Wysypał białą, podobną do cukru zawartość małej torebki na łyżkę. Zakraplaczem do oczu dodał wody, a potem podsunął pod łyżkę zapałkę i zagotował płyn. Znowu wziął zakraplacz i wciągnął do niego rozpuszczoną heroinę. Potem z wprawą wbił koniec igły do żyły i wycisnął ten czarodziejski płyn z zakraplacza do igły. Odłożył zakraplacz i kiwał igłą w mojej ręce, dopóki roztwór nie wpłynął w żyły. Gdy wyciągał igłę, nie czułam niczego. Nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie stałam się jedną z tych, którzy "biorą w kanał".
    - Johnny, robi mi się niedobrze - powiedziałam.
    - Wszystko w porządku, mała - powiedział Johnny - niczym się nie przejmuj, niedługo "odpalisz". Ja ci to obiecuję, a ja zawsze dotrzymuję obietnic. Prawda?
    Ale ja go nie słuchałam. Dostałam mdłości i zanim zdążyłam się podnieść, zwymiotowałam na podłogę. Opadłam z powrotem na łóżko i zaczęłam trząść się i pocić. Johnny siedział koło mnie i trzymał mnie za rękę. Wkrótce odprężyłam się i ogarnęła mnie fala przyjemnego ciepła. Wydawało mi się, że zaczynam unosić się pod sufit. Przed oczyma miałam uśmiechniętą twarz Johnny'ego, który pochylił się nade mną i szepnął:
    - No jak, mała?
    - Bombowo - odpowiedziałam szeptem - to jest wspaniałe.
    Zaczęłam swoją drogę do piekła.
    Przez tydzień nie brałam heroiny. Ale następnym razem, gdy Johnny mi ją zaproponował, zgodziłam się chętnie. Kolejny raz nastąpił po trzech dniach. Potem Johnny nie musiał mi już proponować zastrzyku - sama go prosiłam. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że stałam się narkomanką... że jestem w "ciągu".
    Pewnego dnia Johnny przyszedł do domu, a ja właśnie zaczynałam się trząść. Poprosiłam go o "szprycę".
    - Słuchaj, mała, kocham cię i tak dalej, ale to kosztuje kupę forsy, wiesz?
    - Wiem, Johnny, ale muszę mieć szprycę. Johnny uśmiechnął się.
    - Nie mogę, mała. Dziewczyno, zaczynasz mnie sporo kosztować.
    - Proszę cię, Johnny - zaczęłam go błagać - nie drocz się ze mną. Nie widzisz, że muszę dostać szprycę? Johnny ruszył do drzwi.
    - Dziś nie. Po prostu wypoć to z siebie. Nie mam czasu ani forsy.
    - Johnny! - zaczęłam krzyczeć. - Nie zostawiaj mnie. Na miłość Boską, nie odchodź!
    Ale on wyszedł. Usłyszałam, jak przekręcił klucz w zamku.
    Próbowałam się opanować, ale nie mogłam na to nic poradzić. Podeszłam do okna i zobaczyłam Johnny'ego na dole przy końcu bloku, rozmawiającego z kilkoma dziewczynami Wiedziałam, co to za jedne. Pracowały dla Johnny'ego. Mówił, że są z jego "stajni". Były to prostytutki kupujące od niego narkotyki za pieniądze otrzymane za swoje usługi. Johnny dbał o to, żeby zawsze miały heroinę, a one za prowizję rozprowadzały ją pomiędzy swoich klientów.
    Stałam tam przy oknie i patrzyłam, jak Johnny sięga do kieszeni płaszcza i daje jednej z dziewczyn małą białą torebkę. Wiedziałam, co w niej jest. Patrzyłam, jak on rozdaje heroinę, i ledwo to wytrzymałam. Dlaczego on to daje jej, a nie mnie? Boże, jak ja tego potrzebowałam!
    Nagle usłyszałam swój krzyk:
    - Johnny, Johnny!
    Krzyczałam przez okno na cały głos. Johnny popatrzył w górę, po czym ruszył z powrotem w kierunku domu. Kiedy wszedł, leżałam na łóżku trzęsąc się i łkając. Zupełnie przestałam nad sobą panować.
    Johnny zamknął za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku i próbowałam coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam wydobyć głos on podszedł do mnie i poczułam grzbiet jego ręki uderzającej mnie w usta.
    - Co robisz, do diabła! - krzyknął. - Chcesz, żeby mnie nakryli czy co?
    - Johnny, proszę cię, pomóż mi. Potrzebuję tego. Widziałam, jak dajesz to tym dziewczynom. Dlaczego nie chcesz dać tego mnie? Proszę cię!
    Wpadłam w rozpacz. Trzęsłam się i szlochałam. Czułam smak krwi płynącej mi z kącika ust, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko zastrzyku.
    Johnny uśmiechnął się.
    - Słuchaj, mała. Ty jesteś inna od tych suk z ulicy. Ty masz klasę. Ale ta rzecz nie jest darmo. Ona kosztuje, i to słono. Te dziewczyny tam na dole pracują na swoją część. A ty co robisz za swoją? No?
    - Będę pracować. Zrobię wszystko, co mi każesz.
    I Poczułam, że podłoga podnosi się ku mnie. Osunęłam się do jego stóp i chwyciłam go za nogi, żeby nie upaść na twarz. - Masz na myśli, że chcesz zarabiać dla mnie na ulicy? - przerwał, po czym podjął z entuzjazmem. - Mogłabyś to robić, mała. Wiem, że jak zechcesz, to potrafisz. Mała, byłabyś dziesięć razy lepsza od tamtych dziewczyn. Faceci staliby do ciebie w kolejce, a przy okazji moglibyśmy zarobić kupę forsy. No jak? Robiłbym forsę i kupował ci tyle "hery", ile byś chciała. Nie musiałabyś nigdy już przez to przechodzić. No co? Chcesz?
    - Tak, Johnny, tak, tak, tak. Tylko  zrób mi  zastrzyk.
    Johnny podszedł do kuchenki. Wyjął swoją łyżkę i zapalił gaz. Wysypał na łyżkę trochę białego proszku i potrzymał nad płomieniem. Napełnił zakraplacz i podszedł do miejsca, w którym kuliłam się na podłodze.
    - Mała, dziewczyno, dla nas obojga zaczyna się niebo. Kiedy jesteś ze mną, dosięgniemy księżyca.
    Poczułam, jak igła wbija mi się w żyłę. Drżenie ustało niemal natychmiast - w kilka sekund. Johnny pomógł mi się podnieść i zaprowadził mnie do łóżka, gdzie zapadłam w głęboki sen. Ale Johnny nie miał racji. To nie był początek nieba. To był początek długiego, przeraźliwego koszmaru, który miał się ciągnąć przez osiem okropnych lat. Nie niebo, ale piekło.
    Piekło to bezdenna przepaść, w której się spada, ciągle w dół i w dół, i nigdy nie osiąga się dna. Przy grzęźnięciu w narkomanię nie ma okazji, żeby się zatrzymać i zastanowić. Nie ma sposobu, żeby powstrzymać upadek. Ja spadałam.
    Johnny nie mógł mnie wykorzystywać, dopóki nie zostałam narkomanką. Ale kiedy stałam się niewolnicą narkotyków, stałam się też jego niewolnicą. Musiałam robić to, czego on chciał, a on chciał, żebym była prostytutką i przynosiła mu Pieniądze. Zaopatrywał mnie w heroinę, ale widziałam, że to niezupełnie było takie niebo, jakie mi obiecywał.
    Przede wszystkim wkrótce się przekonałam, że Johnny ma też inną kobietę. Wiedziałam, że nie ma zamiaru żenić się ze mną, ale nie przyszło mi do głowy, że utrzymuje inną kobietę. Zostałam o tym powiadomiona w brutalny sposób.
    W poprzednią noc miałam mały ruch, więc wstałam zaraz po południu, żeby pochodzić po sklepach. Lubiłam wyjść i zapomnieć, kim jestem, udawać, że jestem taka sama jak inni ludzie. Stałam na rogu Hicks i Atlantic czekając na zielone światło, kiedy nagle ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął tak silnie, że obróciłam się o 180 stopni.
    - Ty jesteś Maria, co?
    Przede mną stała śniada kobieta z długimi czarnym włosami opadającymi na ramiona. Oczy jej ciskały pioruny. Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, powiedziała:
    - Tak, to ty. Widziałam cię już kiedyś. To ty kręcisz z moim chłopcem. Ja ci pokażę, ty tania dziwko.
    Próbowałam odsunąć się od niej, ale ona uderzyła mnie w twarz. Zapaliło się zielone światło i ludzie przepychali się koło nas, ale ja nie miałam zamiaru dać się byle komu bezkarnie poszturchiwać w taki sposób. Wyciągnęłam rękę, złapałam ją za włosy i równocześnie popchnęłam do tyłu.
    Wrzasnęła dziko:
    - Ty brudna wywłoko! Ja ci dam spać z moim chłopcem! Zabiję cię!
    Wpadła w szał. Rzuciła we mnie torebką, ale uchyliłam się. Popchnęłam ją ciałem i zatoczyła się, uderzając o poręcz okrążającą zejście do metra. Usłyszałam, jak zachłysła się powietrzem, uderzywszy kręgosłupem o twardą żelazną rurę.
    Chwyciłam ją za głowę i zaczęłam ją spychać ponad poręczą w dół, ku czarnym stopniom, wiodącym do metra. Starałam się dosięgnąć paznokciami jej oczu, bo wiedziałam, że tam ją najbardziej zaboli. Nagle ona wbiła zęby w moją dłoń. Krzyknęłam z bólu, szarpnęłam rękę i poczułam, jak jej zęby rozrywają mi ciało.
    Odskoczyłam. Ktoś złapał mnie od tyłu i tłum nas rozdzielił. Mężczyzna, który mnie chwycił, odwrócił mnie w popchnął na jezdnię. Potoczyłam się i upadłam. Ludzie wciąż tłoczyli się wokół tamtej kobiety, a ja puściłam się biegiem przez jezdnię i dalej chodnikiem, drugą stroną ulicy.
    Nie obejrzałam się ani razu, tylko pobiegłam prosto do domu, obmyłam rękę i poprosiłam dziewczynę mieszkającą naprzeciwko, żeby mi ją zabandażowała. Wieczorem byłam znowu na ulicy... Nigdy więcej tej kobiety nie zobaczyłam.
    Ale od tego czasu nie poczuwałam się już do żadnych zobowiązań wobec Johnny'ego. Wiedziałam, że mogę dostać towar od któregokolwiek z tuzina facetów i każdy z nich będzie zadowolony, że dla niego pracuję. Tak zaczął się ten długi koszmar. Żyłam po kolei z różnymi mężczyznami. Wszyscy byli narkomanami. Ja sprzedawałam swoje ciało, a oni chodzili kraść.
    Nauczyłam się pracować na spółkę z innymi dziewczynami. Wynajmowałyśmy pokój na noc. Potem szłyśmy na ulicę i czekałyśmy. Miałyśmy trochę stałych klientów, ale przeważnie byli to całkiem obcy mężczyźni. Murzyni, Włosi, Azjaci, Portorykańczycy, biali... ich pieniądze miały jeden kolor.
    W niektóre noce nie trafiało mi się nic, a czasem, kiedy noc była dobra, miałam 9 do 10 klientów. Ale w tym okresie na utrzymanie się w "ciągu" potrzebowałam już 40 dolarów dziennie, a to znaczyło, że muszę mieć co najmniej 5 klientów każdej nocy, żeby być na chodzie.
    To było istne piekło. W ciągu dnia, kiedy mogłam pospać, zrywałam się z krzykiem z okropnych snów. Byłam więźniem własnego ciała, a sama sobie byłam strażnikiem więziennym. Nie było ucieczki od tego strachu, plugastwa i ohydy grzechu.
    Bałam się pijaków. Niektórzy byli zboczeńcami i sadystami. Kilka razy dziewczyny były torturami zmuszane do nienaturalnych stosunków. Jedna trafiła na faceta, którego podniecało bicie dziewczyny pasem. Był mocno podpity i zanim doszli do pokoju, trząsł się z niecierpliwości. Kazał się jej rozebrać, a potem wziął jej biustonosz, przywiązał jej ręce do klamki i bił ją pasem po brzuchu i piersiach, aż zemdlała od krzyku.
    Wolałam korzystać z pokoju, który wynajmowałam. Czasami mężczyzna chciał, żebym szła do jego mieszkania albo pokoju hotelowego. Nieraz to byli biznesmeni, którzy przyjechali w interesach albo na konferencję. Ale ja się bałam iść z mężczyzną do jego pokoju. Zdarzały się okropne rzeczy, a niektóre dziewczyny w ogóle nie wracały.
    Niektórzy nie chcieli iść do mojego pokoju, bojąc się, że zostaną "obrobieni". Chcieli, żebym jechała z nimi ich samochodami.
    Po kilku nieprzyjemnych doświadczeniach przestałam się na to godzić.
    Jeden wywiózł mnie na drugi koniec miasta i potem całą noc wracałam metrem do domu. Inny zawiózł mnie w jakieś odludne miejsce. Był pijany i zażądał, żebym mu zwróciła jego pieniądze. Kiedy odmówiłam, przyłożył mi pistolet do głowy i pociągnął za spust. Pistolet nie wypalił i uciekłam, ale nigdy już więcej nie wsiadłam do niczyjego samochodu.
    Kłopoty miałam nie tylko z facetami z ulicy. Miałam też ciągłe problemy z policją. Przez 8 lat, kiedy zażywałam heroinę, byłam 11 razy w więzieniu. Najdłużej siedziałam 6 miesięcy. Zamykali mnie za wszystko. Za kradzieże w sklepach i za okradanie ludzi. Za narkomanię. Za włóczęgostwo. I oczywiście za prostytucję.
    Nienawidziłam więzień. Kiedy pierwszy raz poszłam do więzienia, wciąż płakałam. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie zrobię niczego, za co mogliby mnie jeszcze kiedyś zaniknąć. Ale w 4 miesiące później znowu trafiłam do więzienia. Dziesięć razy tam wracałam.
    Policja nie dawała mi spokoju. Jeden gliniarz przychodził co kilka dni, kiedy byłam na ulicy, i próbował mnie namówić, żebym z nim poszła. Ale wiedziałam, że nie zarobię u niego ani centa i nie dałam się namówić.
    Heroina zaczęła mnie wykańczać. Pamiętam swoje pierwsze przedawkowanie. Jeszcze pracowałam i wprowadziłam się z powrotem do matki. Odeszłam od Johnny'ego. Matka pracowała w fabryce, a ja w biurze. Powiedziałam matce, że muszę sobie kupić coś nowego do ubrania i uprosiłam ją, żeby wzięła pożyczkę z banku.
    Pierwszego dnia przyszłam wcześniej z pracy i wzięłam te pieniądze z komody. Poszłam do Harlemu, do znajomego handlarza, kupiłam towar i schowałam go w biustonoszu. Potem poszłam o kilka bloków dalej, do jednej piwnicy, gdzie mieszkają narkomani, których znam. Byłam wykończona. Roztrzęsiona. Naciągnęłam "szprycę" z kapsla od butelki i wstrzyknęłam sobie do żyły. Od razu poczułam, że coś jest nie w porządku. Zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. Pamiętam, że ktoś szarpał się ze mną, próbując mnie postawić na nogi. Chyba się przestraszyli, kiedy nie reagowałam. Ktoś zdarł ze mnie biustonosz, wyciągnął resztę "H", a potem wywlókł mnie z piwnicy i zostawił leżącą bezwładnie na chodniku.
    Kiedy się ocknęłam, byłam w Bellevue. Policja znalazła mnie i zabrała do szpitala. Ktoś mnie obrobił. Zniknęły moje wszystkie pieniądze. Trzej gliniarze stali koło mojego łóżka i wszyscy naraz zadawali mi pytania. Powiedziałam im, że piłam i ktoś mi coś wsypał do kieliszka. Ale oni wiedzieli. I spowodowali, że lekarz napisał na mojej karcie "przedawkowanie". To było pierwsze z trzech.
    Ostatnie omal mnie nie zabiło.
    Siedziałam w swoim pokoju i piłam. Połączenie taniego wina z przedawkowaniem heroiny zwaliło mnie z nóg.
    Zasnęłam, wywróciłam się na łóżko i papieros wpadł mi we włosy. Pamiętam, że śniło mi się coś dziwnego. Śniło mi się, że ręka Boga sięgnęła i zaczęła mną potrząsać... i nie przestawała trząść. Pamiętam, jak powiedziałam: "Do diabła, Boże, daj mi spokój, przestań mnie trząść". Ale On nie przestał. I obudziłam się.
    Wydawało mi się, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam co. Wtedy poczułam, że coś śmierdzi. To był smród przypalonego mięsa. Próbowałam wstać, ale upadłam na podłogę. Podczołgałam się do lustra, podciągnęłam się w górę i popatrzyłam na siebie. Nie poznałam swojej twarzy. Byłam łysa. Spłonęły mi całe włosy. Twarz miałam pokrytą bąblami i miejscami zwęgloną. Uszy były prawie zupełnie spalone. Dymiło się z nich tak, jak z przypalonych tostów. Ręce miałam poparzone i pokryte bąblami w miejscach, którymi podświadomie próbowałam stłumić ogień.
    Zaczęłam krzyczeć. Mężczyzna mieszkający naprzeciwko usłyszał mój histeryczny krzyk i wiedząc, że jestem narkomanką, wyszedł na korytarz i zaczął łomotać w moje drzwi. Zataczając się podeszłam do drzwi i chciałam je otworzyć, ale kiedy złapałam za gałkę, skóra na dłoniach przylepiła mi się do metalu, zeszła z rąk i nie mogłam tej gałki obrócić.
    Temu mężczyźnie jakoś udało się otworzyć drzwi od zewnątrz. Chciał mnie zawieźć do szpitala, ale nie zgodziłam się. Upadłam z powrotem na łóżko i poprosiłam go, żeby mnie zaprowadził do mieszkania mojej przyjaciółki Inez. Zaprowadził mnie tam i zostałam u niej na noc.
    Ale miałam oparzenia drugiego i trzeciego stopnia i ból stał się nie do zniesienia. Bałam się szpitala. Byłam tam już kiedyś. Wiedziałam, że głęboko siedzę w nałogu, i zdawałam sobie sprawę, że jeśli tam pójdę, będę musiała pożegnać się z heroiną i odwyknąć metodą nagłego odstawienia. Nie wierzyłam, że mogę to wytrzymać. Chyba umarłabym. A bałam się umierać.
    Ale rano Inez zmusiła mnie, żebym jednak poszła do szpicla. Nie musiała się za bardzo wysilać. Zdałam sobie sprawą z tego, że umrę, jeśli się nie zgodzę. W szpitalu byłam półtora miesiąca, dopóki nie zagoiły się oparzenia. Kiedy mnie wypuścili, wróciłam na ulicę. Pierwszy zastrzyk wzięłam 45 minut po wyjściu z drzwi szpitala, a wieczorem ruszyłam na obchód swojego rejonu. Tylko że teraz było gorzej, przez te blizny od poparzeń. Nikt mnie nie chciał. Ubranie miałam całe powypalane papierosami i poplamione kawą. Byłam brudna i śmierdziałam. Czasem szłam ulicą i dusiłam się od kaszlu. I prawie dostawałam bzika od narkotyków.
    Jeden Hiszpan, Renę, często ze mną rozmawiał na ulicy. Kiedyś handlował narkotykami, ale zetknął się z ludźmi z Centrum Młodzieżowego i skończył z heroiną. Został chrześcijaninem i od kilku miesięcy chodził za mną, żebym przyszła tu i też skończyła z nałogiem.
    Pewnego zimnego wieczora, w marcu, strasznie mnie ciągnęło do zastrzyku. Powlokłam się ulicą za róg, na Clinton 416, i upadłam w hallu koło biurka.
    Tego dnia siedział tam Mario. Zawołał Glorię, a ona delikatnie mnie podniosła i podtrzymując poprowadziła do tych drzwi obok biurka. Weszłyśmy do kaplicy.
    - Uklęknij, Mario - powiedziała Gloria. - Uklęknij i módl się.
    Byłam jak w letargu i myślałam, że umieram. Ale jeśli trzeba się modlić, żeby wyżyć, zrobię to. Uklękłam na podłodze za jedną z ławek, ale nagle - tak, że nie zdążyłam schylić głowy - zaczęłam wymiotować. Zabrudziłam sobie cały przód bluzki i zanieczyściłam podłogę. Zaczęłam płakać, trząść się i upadłam, wsadzając obie ręce we własne wymioty. Zobaczyłam, że inne dziewczyny w kaplicy podchodzą do mnie. Poznałam między nimi kilka znajomych z więzienia, ale teraz były inne. Wszystkie wyglądały jak anioły, wolno płynące ku mnie między ławkami i krzesłami. Uśmiechały się. Ich twarze promieniały. Oczy im błyszczały, ale nie od "trawy", ani "H", tylko od wewnętrznej jasności, której odblask padał na mnie.
    Byłam oszołomiona i kręciło mi się w głowie. Gloria była przy mnie i zdawałam sobie sprawę, że klęczy w moich wymiotach. Odwróciłam głowę, żeby zapłakać, ale znowu zaczęłam wymiotować.
    Dziewczyny zgromadziły się wokół mnie i słyszałam, jak się modlą. Gloria wstała i poczułam na głowie jej dłonie. Jakaś siła, elektryczna, duchowa siła przepływała przeze mnie i nieomal unosiła mnie nad podłogę, spływając z delikatnych rąk Glorii w moje poparzone ciało.
    Usłyszałam muzykę. Kilka dziewcząt zaczęło śpiewać. Zadrżałam i znowu zwymiotowałam.
    - Błagam, połóżcie mnie do łóżka...- wyjąkałam.
    Poczułam pod ramionami silne ręce jednej z dziewczyn, która pomogła mi wstać i nieomal zaniosła po schodach na górę. Myślałam, że chcą mnie utopić. Pomyślałam, że to pewnie kupa wariatek i chcą mnie zabić. Ale tak się źle czułam, że było mi już wszystko jedno.
    Dziewczyny delikatnie poprowadziły mnie pod prysznic i umyły. Po raz pierwszy od kilku miesięcy byłam cała czysta i od razu poczułam się lepiej. Potem pomagały mi się wytrzeć, ubrały mnie w czystą bieliznę i zaprowadziły do składanego łóżka w sali pełnej takich łóżek.
    - Mogę zapalić? - spytałam jednej z dziewczyn.
    Gloria odpowiedziała:
    - Niestety, Mario, my tu nie palimy. Ale masz tu cukierka. Spróbuj, powinno ci to pomóc.
    Upadłam na łóżko i zaczęłam się trząść. Dziewczyny na zmianę nacierały mi palce. Za każdym razem, kiedy prosiłam o papierosa, Gloria wkładała mi w usta następny cukierek.
    Siedziały przy mnie przez dwa dni i dwie noce. Nieraz w nocy budziłam się z drżeniem i widziałam koło swego łóżka Glorię czytającą Biblię albo modlącą się na głos. Ani chwili nie byłam sama.
    Trzeciego wieczora Gloria powiedziała:
    - Mario, chcę żebyś zeszła do kaplicy na nabożeństwo. Byłam słaba, tak słaba. Ale zeszłam do kaplicy i usiadłam z tyłu.
    Tego wieczora ty miałeś kazanie. Po tym kazaniu przyszłam do tego pokoju, uklękłam tutaj i wypłakałam przed Bogiem to, co leżało mi na sercu.
    Maria przestała mówić. Głowę miała pochylona, a oczy skierowane na Biblię leżącą na moim biurku.
    - Mario - szepnąłem cicho - czyż  Bóg  nie  usłyszał twego płaczu?
    Maria podniosła głowę.
    - O tak, Nicky. Nigdy w to nie wątpiłam. Ale kiedy pociąg do narkotyków staje się bardziej silny, mam ochotę się poddać - po jej policzku stoczyła się łza. - Módl się za mnie. Z Bożą pomocą poradzę sobie z tym.

    Powrót do spisu treści